Dziś zresztą wcale nie jest lepiej, bo jedyny mięsień, który mnie nie boli to chyba okrężny oka...jak to się stało??? Narty moi drodzy, narty!
Do W przyjechała w odwiedziny siostra. To słodkie dziewczę przywiozło dla mnie w dobrej wierze ostatnią, brakującą cześć narciarskiej garderoby. Kurtkę. Przez ten szlachetny czyn straciłam ostatnią wymówkę, nie było już odwrotu...Szaniec przerwany, wróg u bram.
Niedziela na stoku. Spennende...
W wybrał Grefsenkollen, takie narciarskie przedszkole. Rzeczywiście pod stokiem mnóstwo rodziców z dziećmi w różnym wieku. Tatusiowie zapinają buty, mamy poprawiają kaski, słonko świeci, śnieg na stoku przygotowany, można by rzec sielski obrazek!
Zakładam narty po raz pierwszy w zyciu i od razu jade....do tyłu!
Ciężko przyzwyczaić sie, ze ruchy, które nogi wykonują przy chodzeniu maja sie zupełnie nijak, gdy ma sie narty. Pełne napięcie mięśni, kijki kurczowo trzymane w dłoniach. Godzina oślej łączki na płaskim terenie i wjazd na górkę. Jak to mówi E, zasadniczo strach jest. Górka nie wydaje sie być zbyt łagodna, nogi do pługu i ruszam w dół. Nie będę opisywać wszystkich moich upadków, bo było ich mnóstwo. Spędziliśmy na stoku 5 godzin i szczerze muszę przyznać, ze była frajda.
Dziś i wczoraj moje nienawykłe do wysiłku fizycznego ciało, przezywa katusze. Boli mnie dokładnie wszystko, a wstanie z pozycji siedzącej graniczy z cudem.
Oto opisy tras w Grefsenkollen:
I wisienka na torcie, skromny autor próbuje założyć nartę....20 minut...;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz