Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Voila

Zaprezentuje jeszcze półkę, żeby nie było, moglibyście pomyśleć, ze wcale nie istnieje...;)))

chaos chaos chaos

W poszedł do pracy, wiec wracamy do starego dobrego układu. Jego nie ma, a ja mogę spokojnie podziałać na kompie.
Kilka wątków tu rozpoczęłam i chyba nie skończyłam żadnego, co być może silnie związane jest z moja naturą, wiec poddaje sie bez walki i po prostu będzie misz masz. Nawet zdania układam w ten sposób, ze na końcu stają sie już zupełnie niezrozumiale, bo w trakcie pisania, za dużo rzeczy przychodzi mi do głowy. Pani na polskim miała racje: Dziecko!!!istnieje coś takiego jak kropka!!!używaj kropki, kropka nie gryzie!!!
A mnie właśnie jakoś gryzie i zdecydowanie wole przecinek, jako delikatny przerywnik nieskrepowanej fali myślowej.
Jest tak: półka trochę skończona trochę nie, właściwie wisi, prezentuje sie całkiem elegancko i wyszukanie, ale...
No właśnie, porobiłam kilka zdjęć, jestem niezmiennie niezadowolona ze stylizacji, poza tym, aby wystawić ją na finnie muszę sklecić kilka sensownych zdań po norwesku. Hmmm i tu dochodzimy do kolejnej nieskończonej historii, a mianowicie do tego, ze mój norweski leży. Leży i pokwikuje.
Bilans jest taki, ze mam kilka rozgrzebanych spraw, o wszystkich nawet tu nie wspomniałam i żadna nie jest doprowadzona do końca. Dziewczyno weź sie w garść!!!

sobota, 29 stycznia 2011

sweet

Kwiaty od W
Co jak co, ale stary sprawdzony sposób na poprawienie humoru kobiecie zawsze działa;)

piątek, 28 stycznia 2011

betong

Moja walka z opanowaniem języka norweskiego trwa.
Nie jest lekko moi drodzy oj nie jest. Jak już mi sie wydaje, ze niezrozumiały potok gębowych odgłosów klaruje sie i zmienia w rozróżnialne sylaby i słowa, następuje bolesny powrót do punktu wyjścia.
Pierwsze zrozumiane przeze mnie zdanie po norwesku brzmiało: Har du fire kroner? uffff, mam mam, oczywiście, ze mam i chętnie dam. Ta cudowna chwila nastąpiła dość szybko po moim przyjeździe do Oslo i czasem mam wrażenie, ze mimo wysiłków od tego czasu niewiele sie zmieniło. Stoję dalej zaokrętowana w porcie "BETON"
Najczęściej widywanym przeze mnie osobnikiem posługującym się językiem norweskim jest pan sprzedawca ze sklepu Kiwi umiejscowionego zaraz obok wspomnianego już lokalu Kafekroken...
no i miało być dalej, ale nastąpiło lekkie spięcie z W i jakoś mi odeszła ochota...
jutro zatem

czwartek, 27 stycznia 2011

eeeech

Zazwyczaj pod koniec stycznia, gdy znikają i bledną wspomnienia świątecznej i noworocznej feerii barw i gorączkowych zakupów, nastaje DUPA. Dupa ta jest przeogromna i bardzo blada.Nasza zwierzęca natura raz po raz dopomina sie zimowego snu, a my herkulesową siłą próbujemy odegnać od siebie chęć, żeby usnąć, nie myśleć, nie odbierać telefonów i obudzić sie gdzieś w połowie kwietnia.
Podobnie Oslo. Półmilionowe miasto opustoszało, korki zniknęły, po ulicach błąkają sie pojedyncze osoby z siateczką zakupów na kolacje...
EEEch

środa, 26 stycznia 2011

o okolicy słów kilka

A gdy nie dzieje się nic pozostaje opowiedzieć po prostu jakąś historie....


Skąd zaczerpnęłam jakże chwytliwą nazwę Kafekroken??
wystarczyło tylko nieznacznie wysunąć nos z domu i udać sie do najbliższego spożywczego w okolicy i oto jest: niezwykle wysublimowana knajpa, tylko dla wybrańców, tuż pod moim domem.
Nie zaglądałam nigdy do środka, ale w sezonie szef wystawia na zewnątrz plastikowe stoliki i krzesła. Można by pomyśleć, ze nie będzie chętnych na picie kawki na betonowym placu, który umiejscowiony jest w pobliżu stacji lokalnej kolejki. Błąd!!!Knajpa ma swoich zagorzałych wielbicieli i stałych bywalców, którzy w pogodne dni przesiadują całe dnie właśnie w Kafekroken.
Klienci rekrutują sie zazwyczaj ze zmęczonych życiem Norwegów w wieku mocno średnim, którzy z iście południowym zacięciem lubią zapalczywie dyskutować w Krokenie  paląc przy okazji niezliczona ilość papierosów. Pokaże Wam, zrobię fotkę jak sie ociepli;)
W temacie półki dość sporo sie zmieniło, wisi, ale pokazałam E i mówi, ze trochę grobowa, nie wiem czy wziąć to sobie do serca....

A jakby Was ciekawiło co oznacza "kroken" to podpowiem, ze słowo to pozostaję w ścisłym związku z tematem mojej nieszczęsnej półki..;))

wtorek, 25 stycznia 2011

faen!

i co? mam odgryźć tę kulkę, żeby oczko przeszło???

Alna, mgła, haki i inne przyjemnostki

Jestem jedna z tych rzeszy kobiet, które nigdy przenigdy nie posiądą tajemnej wiedzy rozróżniania prawej od lewej strony. Póki co jestem w stanie się zgubić na swojej własnej dzielnicy, a jeżdżenie samochodem po Oslo sprawia mi małą frajdę, bo przecież nie mam zielonego pojęcia gdzie jadę!!!!
Nic to, półka ważniejsza...plastelinowe haki z "szajsmetalu" znalazły wieczny odpoczynek w kuble na śmieci, a nieszczęsna półka  dalej spogląda na mnie ponuro z dywanu jak wyrzut sumienia....zaplanowałam wiec sobie mały skok na Alna.
W mnie zachęcał:
-Wsiadaj rybko w auto, nic nie pękaj, na pewno dasz rade...
Wiec wsiadłam i pojechałam na łowy.
Zdarzyłam tylko wyjechać z dzielnicy i nagle jakby świat poszarzał....
Kabina zaparowała, a po pace rozchodził sie tuman niezidentyfikowanego dymu.Ratunku!
Przytomnie zjechałam na pobocze, starałam sie profesjonalnie zlokalizować źródło tajemniczej mgły. Nic.
Ruszyłam wiec w dalsza drogę i wiedziona psim instynktem dojechałam do centrum handlowego.
Haki, które wybrałam sobie w internecie okazały się być wielkości zapałki...Kurza twarz! Żeby w stolicy europejskiej nie można było znaleźć wygiętego kawałka metalu???
Na osłodę przeszłam przez Skeidara pooglądać poduszeczki, kocyki w modne wzorki i tysiące innych drobiazgów i nagle OTO SĄ!!!jakby wykute za czasów Mieszka czy Mściwoja. Biorę komplet.
Jeszcze tylko powrót do domu. Wracam w oparach dymu cisnącego sie do kabiny ze wszystkich szczelin, ale ze zdobyczą, jak szczęśliwy myśliwy z polowania.
W został zatrudniony do przykręcania haków, czekałam już tylko na okrzyk victorii...
Faen! oczka nie przechodzą.....

poniedziałek, 24 stycznia 2011

mały stolarczyk

Pokonana kolejny raz. Jeden zero dla półki. Znowu leży na podłodze zamiast prężyć sie dumnie na ścianie.

Historia moja i półki to już dobre kilka miesięcy. Wiedziona marzeniami i ufna w swoje wielkie zdolności stolarskie(bo niby co może być trudnego w dłubaniu w drewnie) przystąpiłam do żmudnej realizacji. W mi pomagał, zresztą zawsze to robi. To taki prototyp, mojego projektu, gdzie kolejne dechy połączone sa ze sobą łańcuchami i w ogóle całość ma wyglądać niezwykle gotycko i malowniczo. Niestety, nie wygląda. Po opanowaniu pewnych kłopotów z poziomowaniem kolejnych dech, cieciem łańcucha itp nastąpił cudowny moment...
- To co zawieszamy?
-Och, pewnie
I klops, chciałam mieć gotyckie haki, najlepiej kute i najlepiej za 10 koron;) Tymczasem zakupione przeze mnie piękne starodawne haki wygięły sie dziś smętnie jak plastelina pod naporem 15 kilo sosnowego drewna...
Hmmm
Mam wrażenie, ze ona sobie ze mną pogrywa i, ze liczy, ze w końcu sobie odpuszczę i sie poddam. Tymczasem nie, nie mam zamiaru, mam plan ją skończyć, zawiesić na ścianie, cyknąć urocze zdjęcia i sprzedać za milion baniek na finn'ie....

begin

Czy ja chce w ogóle pisać tego bloga??? i  jak niby mam zacząć?? chyba najlepiej jak gdyby nigdy nic po prostu "wsiąść na statek"....służbowo...