Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 25 stycznia 2011

Alna, mgła, haki i inne przyjemnostki

Jestem jedna z tych rzeszy kobiet, które nigdy przenigdy nie posiądą tajemnej wiedzy rozróżniania prawej od lewej strony. Póki co jestem w stanie się zgubić na swojej własnej dzielnicy, a jeżdżenie samochodem po Oslo sprawia mi małą frajdę, bo przecież nie mam zielonego pojęcia gdzie jadę!!!!
Nic to, półka ważniejsza...plastelinowe haki z "szajsmetalu" znalazły wieczny odpoczynek w kuble na śmieci, a nieszczęsna półka  dalej spogląda na mnie ponuro z dywanu jak wyrzut sumienia....zaplanowałam wiec sobie mały skok na Alna.
W mnie zachęcał:
-Wsiadaj rybko w auto, nic nie pękaj, na pewno dasz rade...
Wiec wsiadłam i pojechałam na łowy.
Zdarzyłam tylko wyjechać z dzielnicy i nagle jakby świat poszarzał....
Kabina zaparowała, a po pace rozchodził sie tuman niezidentyfikowanego dymu.Ratunku!
Przytomnie zjechałam na pobocze, starałam sie profesjonalnie zlokalizować źródło tajemniczej mgły. Nic.
Ruszyłam wiec w dalsza drogę i wiedziona psim instynktem dojechałam do centrum handlowego.
Haki, które wybrałam sobie w internecie okazały się być wielkości zapałki...Kurza twarz! Żeby w stolicy europejskiej nie można było znaleźć wygiętego kawałka metalu???
Na osłodę przeszłam przez Skeidara pooglądać poduszeczki, kocyki w modne wzorki i tysiące innych drobiazgów i nagle OTO SĄ!!!jakby wykute za czasów Mieszka czy Mściwoja. Biorę komplet.
Jeszcze tylko powrót do domu. Wracam w oparach dymu cisnącego sie do kabiny ze wszystkich szczelin, ale ze zdobyczą, jak szczęśliwy myśliwy z polowania.
W został zatrudniony do przykręcania haków, czekałam już tylko na okrzyk victorii...
Faen! oczka nie przechodzą.....

1 komentarz: