Łączna liczba wyświetleń

środa, 23 marca 2011

Dansing queen

O wyciągnęła mnie wczoraj drugi raz na salsę. Ja i salsa mamy naprawdę niewiele wspólnego. Tańczyć nie umiem, chyba, ze po dwóch setkach, a kubańskie rytmy gryzą się jak pies z kotem z moją smętną słowiańską duszą...No, ale nic, jest plan , żeby znaleźć dla O pięknego, norweskiego, blondwłosego chłopca z marzeń, wiec jestem dzielnym kompanem. Wieczory salsy odbywają sie co wtorek w klubie Kaos na Grønnelokka, czyli po polsku po prostu na Gruneloce;)))) ( ach te norweskie nazwy!!)
Nieświadoma co mnie czeka pospieszyłam do baru, zamówiłam coś co oni tu nazywają piwem, a w rzeczywistości jest tylko żółtym płynem bez smaku i zasiadłam spokojnie na hokerku pod oknem, aby nie przeszkadzać tancerzom. Zdąrzyłam wypić  i nagle zupełnie znikąd wyrósł przede mną facet...-nazywam sie Carlos, jestem z Peru i chce z Tobą zatańczyć....aaaaaaaaa
Carlos miał silny uścisk ręki i zamiłowanie do piruetów....moje biedne, małe stópki, stworzone najwyżej do wdzięcznego podrygiwania przy dostojnych dźwiękach Poloneza były w szoku. Tup tup, tup, tup:- licz do trzech!! krzyczy mi do ucha Carlos, tup tup tup- Jaaaa, jaaaaa: odpowiadam i miotam sie po parkiecie....
Na koniec wymiana uprzejmości: Twoj norweski jest świetny, powinnas pracowac jako tłumacz- mówi Carlos
Jaaaa, jaaaaa-odpowiadam i zmykamy do domu.
Jest północ W słodko pochrapuje na kanapie: Oooo, jesteś, wcale nie spałem....
Jaaaa, jaaaaa.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz