Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Oslo igjen

Po polskich wojażach powrócili my z W do Oslo w nocy z 30 na 31 grudnia. Ponieważ mieszkamy na zapomnianej przez wszystkich dzielnicy( jak komuś mowie, że mieszkam na Høybråten to kwitują to tylko zdziwiona miną i wzruszeniem ramion) musieliśmy czekać godzinę na dworcu, aby dostać się do domu. Rankiem 31 grudnia zaplanowaliśmy zakupy. Niestety po naszej prawie dwutygodniowej nieobecności wszystkie trzy samochody odmówiły posłuszeństwa. W jednym padł akumulator, bo centralny zamek ma migającą diodę, ktora w ciągu dwoch tygodni wyjadła cały prąd....drugi odpalił bez problemu, ale okazało się, że tylne koło zamarzło i się nie kręci, nie pomogły trzy wiadra gorącej wody...czekamy na odwilż;)))Do trzeciego w ogóle nie mogliśmy się dostać, bo zamarzły i zamki i drzwi....Czas mijał, a nam zostało tylko pół godziny, żeby zdążyć do vinmonopolet i zakupić sylwestrowego bąbelkowego winiacza. W końcu ruszyliśmy i jakież było nasze zdziwienie i irytacja, gdy okazało się, ze sklep monopolowy jest zamknięty na sześć spustów!!!Rozumiem wszystkie zakazy i nakazy, ale żeby dorosły człowiek nie mógł sobie kupić szampana na sylwestrowy wieczór?????Szkoda słów!
 

Okazało się również, ze nasi znajomi załapali jakieś przeziębienie i nie bawią się w sylwestra. Cóż nam pozostało? Zrobiłam mała wykwintną kolacyjkę, drinki z palemką i Nowy Rok powitaliśmy puszczając petardy z sąsiadami na podwórku.








Podpalona! W nogiiiii!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz