Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 7 listopada 2011

Polska, szalone dzieci i oko

Zamarudziłam, wiem, ale już jestem. W międzyczasie (prof. Miodek by mnie ochrzanił za to sformułowanie) byliśmy na chwilkę w Polsce. Trzy dni to stanowczo za mało, żeby się wyluzować i załatwić wszystko co by się chciało, wiec pokrótce- odebranie auta z warsztatu, zakupy, rodzina razy dwa, dentysta, znajomi i wieczorna hulanka po klubach, a potem już tylko hop na prom i po 20 godzinach podroży znów w Oslo.
A w Oslo...od razu po powrocie do pracy i muszę przyznać, że dzieciaki dawno nie dały mi tak w kość jak w zeszłym tygodniu...istne piekło. Wydaje mi się , ze to reakcja łańcuchowa...jedno ma zły humor, zaczepia kolejne, one się denerwują, a potem już tylko wojna na wszystkich frontach....i ja biedaczka w środku tej batalii. Głowa bolała mnie 2 dni i głęboko zastanawiam się nad posiadaniem własnych!








Na koniec jakby tego było mało mój ukochany W wykonywał pewne prace budowlane bez użycia okularów ochronnych( BHP kochanie!!) co zaowocowało uszkodzeniem rogówki, nocną wycieczką na legevakt ( 3 h czekania, załamanie nerwowe i powrót do domu bez porady lekarskiej).  Po dwudniowym siedzeniu w domu z zalepionym jak u śmietnikowego kota okiem nastąpił długo wyczekiwany happy end-cudowne ozdrowienie. Amen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz